Soul Body Fusion to bardzo
prosty proces. Wystarczy dotknąć palcami drugiej osoby i wypowiedzieć
intencję. Jakie efekty obiecuje? Wchodzisz na wyższą częstotliwość
energii, w życiu pojawia się harmonia.Gdy w listopadzie przeczytałam o warsztatach, na których można
doświadczyć zestrojenia mocy Wyższego Ja z ciałem fizycznym,
postanowiłam się tam wybrać. Poczuć pełnię siebie, która jest podstawą
i warunkiem zdrowia, szczęścia, sukcesów… Brzmi pięknie, ale czy jest
prawdziwe?
Prowadząca to Amerykanka – Jonette Crowley, nazywana duchowym Indianą
Jonesem. Sama o sobie mówi, że lubi nowe doświadczenia. Organizuje
wyprawy do miejsc mocy, które nierzadko wymagają wspinaczki po
najwyższych górach świata, odwiedziła ponad 60 krajów. Opowiada żywo
i zabawnie, często żartuje. Nie próbuje ubierać swojej metody w otoczkę
niezwykłości. Tłumaczy, że proces, który czyni nas kompletnymi, jest za
prosty dla umysłu. Dlatego właśnie głowa próbuje go komplikować.
A wystarczy wypowiedzieć na głos intencję.
Ręka i rękawiczka
Jonette Crowley porównuje duszę do wielkiego świecącego magnesu.
Jeśli nie jest w nas w pełni obecna, brakuje nam siły, by przyciągać
szczęście i obfitość. W książce „Soul Body Fusion”, która ukazała się
w Polsce nakładem wydawnictwa Biały Wiatr, autorka zamieszcza cytat z
Deepaka Chopry: „Ludzie wciąż zmagają się z problemami fizycznymi
i psychicznymi, nie podejrzewając, jaka jest ich pierwotna przyczyna –
zerwana więź pomiędzy ciałem i duszą… Trzeba wysiłku, by trzymać swoją
duszę z daleka. Kiedy przestajesz walczyć, ścieżka do duszy staje się
łatwa i spontaniczna”. Właśnie pod wpływem jego słów narodził się proces
Soul Body Fusion.
Nasze dusze są jak krople wody w oceanie. Wszystkie są piękne, ale
czasem nie jesteśmy w stanie całkowicie sprowadzić ich do fizycznych
ciał. Zresztą, w którym właściwie momencie dusza wchodzi w ciało…?
Zazwyczaj częstotliwości duszy i ciała nie są zestrojone. Bardzo często
nienawidzimy własnego ciała, a tym, co mówimy do siebie, tworzymy
rozdzielenie, podobnie jak brakiem samoakceptacji, życiem w poczuciu
winy, oglądaniem się wstecz. Każda trauma, ból i rozczarowanie
zwiększają to energetyczne oddzielenie, a kto nie przeżył nigdy ciężkich
chwil?
onette mówi, że zawsze uważała, że dusza i ciało pasują do siebie jak
dłoń do rękawiczki. Gdy odkryła, w jak prosty sposób doprowadzić do
tego, by rzeczywiście tak było, zaczęła jeździć po świecie i organizować
warsztaty. Pragnie, by jak najwięcej ludzi poznało jej technikę
i zaczęło ją stosować.
Jak to wygląda?
Dwie osoby siadają naprzeciw siebie w taki sposób, by uda osoby
„dającej” sesję otaczały uda „biorącego”. Osoba poddana procesowi zamyka
oczy i kładzie swoje dłonie płasko na udach, wewnętrzną stroną do góry.
Druga osoba delikatnie opiera końce swoich palców na jej palcach
i wypowiada na głos intencję. Po 10 minutach robi się krótką przerwę,
a potem kolejne 10 minut sesji. I na tym koniec.
Nie trzeba głęboko oddychać, robić nic nadzwyczajnego. Bardzo istotne
jest picie dużej ilości wody oraz to, by podczas procesu nie błądzić
myślami wokół rachunków do zapłacenia, nie usypiać i nie odpływać w
medytację.
Mamy być obecni w danej chwili. Proces powtarza się za tydzień, a potem
po dwóch tygodniach. Można na stałe wpisać go do swojego harmonogramu,
bo stresów w życiu codziennym nam nie brakuje. Efekty są podobno
naprawdę zadziwiające, wiele przypadków Jonette opisała w książce. Jej
bohaterowie leczą się z przewlekłych chorób, wychodzą z
depresji
,
myśli samobójczych, syndromu stałego zmęczenia, narkomanii
i alkoholizmu. Jonette podkreśla jednak, że nie jest to metoda
uzdrawiania, wyleczenie może być jednym z efektów zespolenia ciała
z Wyższym Ja.
Podczas sesji
Ludzie przeróżnie reagują na Soul Body Fusion, niektórzy głośno się
śmieją, innym kręcą się łzy w oczach, jeszcze inni dostają dreszczy albo
czują, jak gorąco oblewa ich całe ciało; kołyszą się i wyginają, jakby
za moment mieli spaść z krzesła.
Dopóki sama nie spróbowałam, trudno było mi uwierzyć, że coś tak
prostego i zwyczajnego może wywołać niezwykłe reakcje. Sama czułam
wędrujące po całym ciele prądy i fale, kołysałam się w prawo i lewo.
Najdziwniejsze odczucie ogarnęło mnie podczas drugiej sesji, miałam
wrażenie, jakby część mojego ciała znikła. Była głowa i ramiona, potem
nic, absolutna pustka i dopiero dalej biodra i nogi. Cały czas
zachowywałam świadomość, nie odpłynęłam gdzieś w kosmos. A gdy po
seansie, o ile można go tak nazwać, wyszłam na krótki spacer, świat
wydał mi się bardziej uporządkowany, zharmonizowany.
Kolana dającego obejmują biorącego
A intencja to się mówi, intencję powrotu duszy do ciała
A biorący zamyka oczy, ręce na kolanach z dłońmi zwróconymi do góry i siedzi
Nie śpi, nie medytuje, nie oddycha w specjalny sposób, po prostu jest.